Home » Gry proste, acz zaskakujące

„Jak przekonać znajomych do zagrania w jakąś nową grę?”

“Co zrobić, aby na widok instrukcji nie uciekli z krzykiem?”

“Jaki tytuł wybrać, żeby znowu nie grać w Dobble czy Dixita?”

To tylko niektóre pytania pojawiające się w głowie fanów planszówek, przy organizacji wieczoru z “niegrającymi” znajomymi. Poniżej przygotowałem zestaw 5 prostych, ale niebanalnych gier z dość niskim progiem wejścia. Tak, żeby nie przestraszyć, ale też nie zanudzić.

 

Azul –  Gra tak samo piękna, jak grywalna.

Zostań portugalskich artystą i układaj ceramiczne mozaiki ze słynnych na całym świecie Azulejos. Azul to rozbudowana, choć prosta w wytłumaczeniu gra logiczna, w której naszym zadaniem jest tak zaplanować dobór odpowiednich kafelków w odpowiedniej kolejności, aby nasza mozaika pod koniec gry zebrała jak najwięcej punktów.

Na początku rundy, każdy z graczy po kolei dobiera kafelki jednego, wybranego przez siebie koloru, które następnie układa na swojej mozaice według przedstawionego schematu. Pod koniec rundy wszyscy gracze podliczają punkty za konkretne konfiguracje mozaik. Wygrywa osoba, która pod koniec gry zgarnie ich najwięcej.

Proste? Oczywiście, że tak! Prymitywne? Z pewnością nie. W grze liczy się nie tylko umiejętność planowania i przewidywania ruchów przeciwnika, ale również odpowiednia elastyczność naszej strategii. Nawet najlepszy plan weźmie w łeb, jeśli wylosowane na początku rundy kolory, nie będą zgadzały się z naszą idealną wizją. Pomimo tego gra powinna przypaść do gustu nawet tym, którzy za logicznymi układankami nie przepadają.

Wypuszczony przez Wydawnictwo Lacerta tytuł o układaniu mozaik, okazał się niekwestionowanym hitem 2018 roku. Prostota i intuicyjność zasad, sporo przyjemnego kombinowania i urzekająca oprawa wizualna sprawiają, że jest to gra zarówno dla planszówkowych wymiataczy, jak i zupełnych laików. Ja sam grałem w Azula ze znajomymi, którzy w branży siedzą już od wielu lat, jak i osobami, które wcześniej miały okazję grać tylko w Eurobiznes i Grzybobranie (w tym z moją mamą!) i za każdym razem efekt był ten sam – satysfakcjonująca, przepyszna rozgrywka. Po stokroć polecam!

PS W tym roku wyszła druga część Azula, która tym razem skupia się na układaniu witraży. Różni się ona zarówno pod względem estetyki, jak i samej rozgrywki. Muszę przyznać, że oba tytuły są bardzo grywalne, ale do mnie bardziej przemawia część pierwsza. Jeśli jednak bardziej podobają Wam się Witraże Cintry to śmiało, również są wyśmienite!

 

Lochy i Kwoki – Dobble na sterydach? Poznajcie Lochy i Kwoki!

Jungle Speed (znany też pod nazwą Króla Dżungli) lub Dobble to klasyka gier zręcznościowych, znana już nawet wśród osób, które z grami planszowymi nie mają zbyt wiele do czynienia. Co jednak jeśli zamiast na abstrakcyjne symbole, będziemy musieli polować na skarby, które są pilnowane przez groźnego smoka?

lochy i kwokiPodstawowa zasada tej gry jest jedna. Na wspólny okrzyk PO-ŁU-PY! wszyscy gracze wykładają na stół jedną kartę ze swojego stosu i próbują jak najszybciej sprawdzić, których skarbów jest najwięcej. Osoba, która pierwsza krzyknie nazwę najliczniejszej błyskotki, zgarnia karty. Wydawałoby się, że to nic trudnego, jednak w wypadku tej gry diabeł (a raczej smok) tkwi w szczegółach. Na niektórych kartach może bowiem pojawić się, mniej lub bardziej widoczny, ziejący ogniem gad. Jeśli go wypatrzymy… musimy jak najszybciej zwiewać z komnaty, chwytając za symbol tarczy. Ostatni gracz, który to uczyni, traci część swoich zdobytych łupów i gra toczy się dalej. Do tego dochodzą kwoki, zgaszone pochodnie, remisy… mnóstwo rzeczy, które trzeba wypatrzeć i szybko zareagować!

No właśnie… szybkość i brak oczekiwania na swoją kolej to olbrzymie zalety tej gry. Świetnie sprawdzi się ona zarówno jako tytuł “na rozgrzewkę”, jak i wypełniacz pomiędzy innymi, bardziej rozbudowanymi grami. Dodatkowe zasady potęgują sympatyczny chaos i nie pozwalają na wtórność jak w przypadku Dobbli lub Jungle Speeda. Z czystym sumieniem mogę polecić Lochy i kwoki wszystkim fanom prostej i niezobowiązującej rozgrywki. Sam byłem zaskoczony jak dużo śmiechu i funu generuje, ta raczej prosta i nieskomplikowana gra.

 

 

Domek – tworzenie domu to podobno domena małych dziewczynek… nie w tej grze!

12 pustych pomieszczeń i 12 rund, aby je wszystkie zapełnić. Najlepiej w taki sposób, by stworzyć swój wymarzony i najlepiej punktowany dom. Po raz kolejny mamy tu prostą, ale wymagającą trochę kombinowania grę logiczną, która każdemu powinna przypaść do gustu.

Na początku rozgrywki każdy z graczy posiada 12 pustych pól swojego domu, które musi zapełnić różnymi pomieszczeniami. Rodzaje pokoi dobiera się z toru leżącego na środku planszy, na którym co rundę pojawia się kilka nowych, losowych kart. Najlepiej punktowane jest łączenie dużych pomieszczeń: i tak salon składający się z 3 pól, będzie wart więcej niż jednopolowa łazienka itd. Ale to nie wszystko, na co trzeba zwracać uwagę! Gra punktuje również domy, które spełniają swoją funkcję i posiadają co najmniej jedną łazienkę, sypialnie i kuchnię. Ekstra punkty można zdobyć również za dachy w tym samym kolorze oraz łazienki na każdym piętrze itd. itd.

Jak sami możecie zobaczyć możliwości na zdobycie punktów i wyprzedzenie przeciwników jest sporo. Od gracza zależy jaką strategię podejmie i czy uda mu się ją zrealizować. Czym dom bardziej zapełniony, tym ciężej będzie nam utrzymać nasz plan i nie raz zostaniemy zmuszeni do podejmowania kompromisowych decyzji.

Wszystko utrzymane jest w dość banalnej, ale ładnej estetyce, co również wpływa na przyjemność płynącą z rozgrywki. W sklepach pojawił się także dodatek wprowadzający nowe mechaniki i możliwość zagrania nawet do 6 osób.

Domek jest grą zaskakującą. Na pierwszy rzut oka wygląda jak tytuł przeznaczony dla dzieci, jednak w trakcie rozgrywki okazuje się, że wymaga on taktycznego myślenia, kombinowania i szczypty negatywnej interakcji. Ja byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, tym bardziej że można w niego zagrać zarówno z dzieciakami, jak i dorosłymi i każdy będzie się bawił dobrze (przetestowane!).

 

Maskarada – nikt nie wie, kto jest kim, ale i tak wszyscy się świetnie bawią.

Na Maskaradę trafiłem w dość specyficzny sposób, grając w nią na zajęciach z angielskiego kilka lat temu. Od tego czasu jestem jej wielkim fanem i polecam każdemu, komu zdarza się grać w więcej niż 8 osób. No właśnie. To jest gra imprezowa w prawdziwym tego słowa znaczeniu! Nie ma sensu siadać do niej w mniej niż 8 osób, a najlepiej grać na maksa… czyli w osób 13. Ale o co to całe zamieszanie?

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na balu maskowym. Na balu, na którym znalazły się najróżniejsze osoby z całego królestwa, od biednych chłopów, aż po samego króla. Każda z nich ma jedną zdolność, która ma jej pomóc w jednym celu – zdobyciu wymaganej liczby złotych monet.

I to jest również nasz cel. Zdobyć 13 monet, zanim zrobią to nasi przeciwnicy. Nie będzie to jednak łatwe. Aby dojść do takiego bogactwa, będziemy musieli wcielać się w różnego rodzaju postacie, aby jak najlepiej wykorzystać ich zdolności. Król może nam zapewnić aż 3 sztuki złota na turę, ale co z tego, jeśli już w następnym ruchu straci wszystko na rzecz Wiedźmy, która zamieni stan monet u poszczególnych postaci?

To jest podstawa gry. Różne osoby zapewniają lepsze lub gorsze bonusy, w różnych momentach rozgrywki. Cała zabawa polega na tym, że żaden z graczy nie wie (nie licząc pierwszej tury), kim tak naprawdę są ich przeciwnicy. W jaki sposób?

W każdej turze, dowolny gracz zamiast zagrania swojej umiejętności, może wziąć kartę postaci przeciwnika i w tajemnicy wymienić ją (lub nie!) ze swoją kartą. Dzięki tej mechanice już po chwili wśród graczy pojawia się zamieszanie i niepewność i wszyscy są zmuszeni do maksymalnego skupienia i śledzenia możliwości „wędrowania postaci”. Czym więcej graczy, tym oczywiście zamieszanie jest większe.

Brzmi skomplikowanie i rzeczywiście, przy pierwszej rozgrywce może takie być. Jednak już za drugim razem, zasady stają się dużo bardziej intuicyjne, gracze mogą wypracować sobie strategię zdobywania monet, większą też uwagę zwracają na zagrania swoich przeciwników. Zabawy przy tym jest mnóstwo! Gra premiuje blef i oskarżanie innych o kantowanie, a niektóre karty są dużo bardziej przydatne na początku niż w późniejszych etapach gry. Wszyscy są więc w pewnym momencie zmuszeni do zmian swojej tożsamości.

Maskarada jest grą sprawiającą wrażenie skomplikowanej i pokręconej, szczególnie na początku. Jest też mało znana, nawet wśród zaawansowanych graczy. A szkoda, oferuje bowiem olbrzymią dawkę dobrej zabawy, zarówno dla spostrzegawczych, jak i tych, którzy cenią sobie analityczne podejście do rozgrywki. Warto również wspomnieć o oprawie wizualnej. Ta jest bowiem fantastyczna! Postacie nie tylko wyglądają fenomenalnie, ale również wprowadzają niesamowity klimat renesansowej Wenecji. Są one utrzymane raczej w mrocznym stylu, dlatego nie jest to raczej gra dla dzieci, które dodatkowo mogą poczuć się sfrustrowane dość ciężkimi dla nich zasadami.  Na rynku jest bardzo mało tytułów, które naraz mogą bawić całą domówkę. Warto, więc spróbować ubrać maskę, zwieść innych i zostać mistrzem Maskarady.

Zobacz także

[mc4wp_form id=”1853″]